WCC 2010 -Lac De Madine
Tegoroczna edycja prestiżowych zawodów World Carp Classic rozgrywana na przepięknej wodzie Lac De Madine w dniach 6-11 września była wyjątkowa . To już dwunasta edycja tych cyklicznych zawodów w których biorą udział zawodnicy z najdalszych zakątków krajów min. Australia,Japonia,Turcja, nie pominąwszy krajów Europy z Polską na czele.
Nasz kraj reprezentowała grupa 9 drużyn.
Nad całością imprezy czuwali organizatorzy i właściciele wody i trzeba przyznać że spisali się wyśmienicie. Atmosfera była gorąca i wszyscy czekali na niedzielę wieczór aby wziąć udział w wielkim losowaniu miejsc.
Wierzycie mi czy nie ale losowanie na WCC to chyba największy stres z jakim miałem do czynienia. Słuchając wypowiedzi i dyskusji przed losowaniem można się było wiele dowiedzieć, między innymi które miejsca są łowne na co najczęściej łowi się tutejsze karpie, a także, co chyba najważniejsze jak się tutaj nęci.Oczywiśćie do tych wszystkich rad i sugestii trzeba mieć spory margines gdyż przypomnę gdy po długiej przerwie w edycji WCC 2008 wszystkie miejsca po losowaniu okazały się najlepsze , tak twiedzili uczestnicy .Ciekawe skąd mieli ta wiedzę gdyż większość miejsc w 80 procentach była pierwszy raz udostępniona do losowania. Ale wracajmy do terażniejszosći o godz 20.00 w niedziele wszystkich gości przywitał Ross Honey, który jest pomysłodawcą tej imprezy, a także właściciele wody Madine, sponsorzy i goście. Wszyscy zawodnicy dostali gromkie brawa za trud jaki włożyli aby tutaj się dostać na WCC 2010. Polskie ekipy losowały różnie. Parę ekip wylosowało kiepski sektor Boel bait i jet Jet Fish ale były też zespoły które wylosowały zatoki i skrajne numery i to właśnie na nich liczyliśmy licząc na dobre wyniki. W trakcie losowania nie odbyło się bez wpadki organizatorów, otóż po ok 50 losach ktoś wyciągnął już wcześniej wylosowany los. Wszystkim ale chyba najbardziej Rosowi zbladła twarz i nie wiadomo było co teraz będzie czy losowanie odbędzie się od nowa? Na szczęście obyło się bez tego. Zurzyty los zamiast do kosza trafił z powrotem do podbieraka w którym były losy. Po losowaniu wszystkie zespoły poszły w kierunku swoich namiotów aby ustalić taktykę. Później wszyscy poszli spać gdyż od rana wszystkich czekała ciężka robota.
Po przybyciu na nasze stanowisko nr 12 sektor jet Fish okazało się, że warunki w jakich przyjdzie nam łowić do łatwych nie należą. Do lustra wody 1,5 metrowa skarpa, mnóstwo ziela 25 metrów od brzegu , na brzegu błoto wymieszane z jakąś breją koloru czarnego. Miejsce, w którym przyszło nam stoczyć bój było częścią portu, w którym zacumowano mnóstwo jachtów i żaglówek , gdyż na czas zawodów obowiązywał zakaz pływania dla tych jednostek.
Start zawodów punktualnie o 14.00 oznajmił nam strzał z kilku rac, które było słychać chyba w promieniu 10 km od jeziora.
Jak przystało na pierwszy dzień odbyło się sondowanie i rozpoznanie wody. Patrząc na warunki w jakich przyszło nam łowić można powiedzieć, że było źle. Do lustra wody skarpa na półtora metra, wszędzie glina błoto, a w odległości 20 metrów od brzegu ziele porastało tak gęsto, że o pływaniu na silniku można było zapomnieć .Jeśli dodam do tego fakt iż w edycjach 2008, 2009 złowiono tutaj tylko jednego karpia można się domyśleć, że nie nastrajało to optymizmem.
Po paru łykach kawy wreszcie znalazłem się na wodzie ze swoja kamera i echosonda. Pływałem i pływałem w poszukiwaniu ładnego miejsca ale w pewnym momencie zwątpiłem. Od godziny na ekranie echosondy nic nie widać tylko ciemny obraz. Pomyślałem, że trzeba zawracać bo echosonda się zepsuła i sprawdzić co się stało. Ku zdumieniu z elektroniką było wszystko w porządku.
Okazało się że to taki teren, w którym na całym obszarze była po prostu dżungla.
Rośliny pokrywały całymi połaciami zatokę (metr nad dnem), wyglądało to beznadziejnie. Wreszcie po dwugodzinnym sondowaniu udało nam się znaleźć trzy place wymiarów ok 6 metrów kwadratowych, na których kładliśmy zestawy. Taktyka nęcenia po krótkiej dyskusji była krótka. Nęcimy delikatnie aby nie wystraszyć ryb. Uznaliśmy że nie ma sensu zasypywanie ryb kilogramami kulek pelletu, gdyż w tych zielach maja tyle pokarmu, że co najwyżej mogą się na nie skusić leszcze, a tych nie chcemy. Pierwszy dzień minął spokojnie. Większość ekip była wymęczona tym dniem i każdy czekał na noc i następny ranek. W nocy ok 2 godz. przebudziliśmy się wraz kolegą Pawłem Kalbarczykiem, który jest ze mną od czterech lat na tych „wojnach" i wiedzieliśmy już, a właściwie widzieliśmy nasz błąd .
Nasze markery czyli trzy choinki pięknie świecące, ale niestety nie dla karpi. Światła markerów świeciły zbyt jasno i to był nasz pierwszy błąd . Nazajutrz pierwszą rzeczą, którą zrobiłem to wyciągnąłem baterie z markerów aby światła nie było w ogóle. Łowiliśmy na dwóch metrach, że tez o tym zapomniałem wspomnieć.
Pierwsza ryba zawodów została złowiona o godz 16.25 w sektorze Indyline przez zespół z Belgii. Dało to początek łowienia cyprinusów. Na prowadzenie wysunęły się dwa sektory PV TV i INDYLINE, ale reszta tez nie odstawała z Polakami na czele z sektora PESCALIS, którzy łowiąc pierwszego karpia 20,70 kg dawali nadzieję na dobry wynik. Nam również dopisało szczęście i druga noc o 4.00 ,7.00,11.00 zaczęły wchodzić cyprinusy z czego dwa udało się wyjąć, dając nam prowadzenie w sektorze JETFISH .
Czy była to zasługa, tego że nie było już sztucznego światła? Odpowiedzcie sobie sami. Zaraz po nas tak samo zrobili Turkowie i Anglicy z czego ci pierwsi pokonali nas o dwa kilo zajmując pierwsze miejsce w sektorze. Niestety trzeci karp wziął w momencie gdy kolega był na wodzie i miał sporo czasu aby wejść w zaczepy .
W sobotę o godz 7.00 strzał z racy oznajmił koniec zawodów dając tym samym sygnał do wyjęcia zestawów z wody. Rozpoczęło się pakowanie sprzętu na powrót do domu czyli najgorsza robota. O godz. 14.00 zaczęła się ceremonia zakończenia WCC. Tam dowiedzieliśmy się, że nasi sąsiedzi Litwini sprawili Polakom przykrą niespodziankę. Okazało się bowiem, że w ostatnią noc dołowili trzy karpie wyprzedzając w generalnej klasyfikacji Polaków i spychając ich z pierwszego miejsca w sektorze Pescalis.
Wielki żal mam do sędziego głównego Andego Chambersa, który odpowiedzialny jest za przebieg zawodów.Mianowicie żelazną zasadą jest wywózka na odległość 200 metrów. Już przed samymi zawodami było głośno o bojkach, które wyznaczały ten pułap. Niestety przynajmniej trzy drużyny w tym dwie z podium powinny zostać zdyskwalifikowane za łamanie tych reguł. Okazało się bowiem, że zestawy były wywożone na odległości ok 500 metrów od miejsc, w których łowili.
Co niektórzy cwaniacy wypływali na pontonie 200 metrów, a później następne 200 metrów na łodzi zdalnie sterowanej. No cóż miejmy nadzieję że w przyszłości sędzia główny zajmie w tej sprawie odpowiednie stanowisko. Najlepszym rozwiązaniem była by granica z boi 250 metrów i z chwilą przekroczenia „zestawu" tej granicy nastąpiła by dyskwalifikacja złowionej ryby. Jedno jest pewne to nie były do końca zawody fair play.
Jednakże podsumowując tegoroczną edycję zawodów WCC 2010 można ją śmiało zaliczyć do udanych. Złowiono wiele wspaniałych karpi, a podejrzewam, że wiele z nich zeszło z haka .Trzeba też pogratulować wszystkim polskim zespołom, które brały udział w zawodach za walkę i trud jakie włożyły aby reprezentować nasz kraj na World Carp Classic 2010.
Były to w kolejności przypadkowej:
Andrzej Bartczak-Marek Kwiatkowski- Team Rutecki
Marek Pilewski-Piotr Nowak,
Tomasz Bilski-Jakub Matys,
Krzysztof Sikora-Tomasz Gorynski,
Karol Olejnik-Paweł Kalbarczyk Team Anaconda
Łukasz Strycharczyk -Arkadiusz Zaremba,
Piort Janusz-Robert Staszewski,
Leszek Rutecki-Mirosław Narajczyk- Team Rutecki,
Marek Posor-Piotr Musioł- Team Rutecki,
Pozostaje nam mieć nadzieję, że w przyszłości Polacy znowu staną na podium i usłyszymy nasz hymn.
Do zobaczenia nad Madine 2011 .
Podziękowania za materiał dla Karola Olejnika!!!!!!!!!!!